Wiele pokoleń temu w jednym z klanów, zwanym Starym, doszło to rozłamu w wyniku którego spora grupa pożeglowała na południe szukać nowego domu oraz oczywiście bogactw. Po długiej podróży zdziesiątkowana społeczność Nordmann wylądowała na wschodnim wybrzeżu wyspy Księstwa Sarmacji. Zbyt słabi by toczyć wojny osiedlili się na wolnych ziemiach z czasem włączając się w lokalną społeczność i współtworząc złotą erę Gellonii – prowincji Księstwa Sarmacji.
Pomimo zbudowania ścisłych więzów z lokalnymi ludami, swoją drogą różnorodnymi etnicznie, północny lud zachował swoje zwyczaje i odrębność. Z czasem członkowie starego klanu zaczęli nazywać siebie nowym mianem – Gellonsen. Mijały dziesięciolecia, społeczność Nordmann prosperowała i bogaciła się dzięki ciężkiej i uczciwej pracy, w kraju nieograniczonych możliwości. Coś zaczęło się jednak zmieniać.
Ludzie zaczęli odchodzić. Najpierw powoli pojedynczo, potem całymi rodzinami. Gellonia zaczęła podupadać. Wówczas Prokrustir, jeden ze starszych klanu, otrzymał dar snu. W prostej wizji zobaczył słońce wschodzące nie tam gdzie zawsze, czyli na wschodnim morskim horyzonecie ale nad górami na północy. Był to znak i został on przyjęty z pełną powagą. Gellonsen ruszyli na północ.
Były to olbrzymie tereny pozbawione dużych ośrodków miejskich. Osadnicy chcieli zbudować tutaj nowe osady i tchnąć życie w bezludne pustkowia. Jednak bojące się rozkwitu nowej siły społecznej i politycznej, elity Księstwa Sarmacji z wrogością patrzyły na działania klanu. Prawne przepychanki trwały latami aż Prokrustir doświadczył nowej wizji.
Tym razem sen był bogatszy. Widział w nim wielkie drzewo wyrastające z miejsca gdzie wznosi się stolica Księstwa, Grodzisk a olbrzymie tak, że korzeniami oplatało całą wyspę. Jego liście były soczysto zielone a w koronie pulsowało bujne życie. Jednak drzewo zachorowało. Liście zaczęły czernieć i opadać, jego kora pokryła się białym nalotem. Gałęzie w których niegdyś kwitło życie, skurczyły się, skręciły i przypominały bardziej kraty lochów niż przyjazny dom. Widział też, dwa zielone liście. Ostatnie zdrowe na umierającym drzewie. Urwały się one jakby uciekając na wolność i niczym powietrzne statki uleciały z wiatrem ku dalekiej północy.
Druga wizja Prokrustira nie pozostawiała złudzeń. Wszyscy pojęli, że pierwszy sen zinterpretowano zbyt ostrożnie i czas spędzony w walce o Ziemie Północne w Księstwie Sarmacji był czasem straconym. Przed Gellonsen była podróż o wiele bardziej wymagająca a ich życie miało zmienić się znacznie bardziej niż do tej pory przewidywali.
Po długiej podróży do „Starego Kraju”, przybili do brzegu niedaleko od Hrafnbergu. Tutaj stała się rzecz niespodziewana – zwiadowcy na drodze do osady znaleźli liść, wskazujący ku jej wrotom a niepasujący do pobliskiej roślinności. Prokrustir rozpoznał w nim ten sam kształt i kolor jaki miały ostatnie zdrowe liście z drugiej wizji. Był to ostateczny znak, że przed Gellonsen stoi zadanie opanowania Kruczej Góry.
Zwycięska bitwa która miała do tego doprowadzić to już odrębny temat.